0
Donovaninho 12 lutego 2017 15:11
Nie ma w tej relacji zdjęć zabytków i namiarów na knajpy. Są za to stadiony. Groundhopping i groundspotting w Luksemburgu.

Mała Portugalia w Luksemburgu
Siadam na trybunie stadionu Benfiki. Obok hałasują bębny i powiewają flagi. Na czerwonych koszulkach piłkarzy widnieje charakterystyczny herb ze złotym orłem. – Força Benfica! – krzyczą po portugalsku kibice. O tym, że od Lizbony dzielą nas dwa tysiące kilometrów, przypomina przenikliwe zimno i zapach smażonych frytek, które je się tutaj z majonezem.

401528_103284519797951_1421008819_n.jpg


Samoloty do Portugalii odlatują codziennie. Startujące maszyny widać za jedną z bramek. Do jedynego w Luksemburgu lotniska jest stąd 7 kilometrów. – Lecąc do domu widzisz boisko naszej Benfiki. Z lotniska w Lizbonie na Estádio da Luz też jest blisko – uśmiecha się Daniel. Rozmawiamy w Hamm, dzielnicy miasta Luksemburg.
W całym Wielkim Księstwie Portugalczycy stanowią 16% mieszkańców. Na początku lat 60. było ich tu niewielu. Stopniowo zaczęli zajmować miejsce Włochów, którzy wracali do swojego kraju. Z pracą nie było problemów. Rodowici Luksemburczycy znajdowali zatrudnienie w rosnącym sektorze bankowym. Kraj potrzebował robotników. Część Portugalczyków wybrała emigrację po przykręceniu śruby przez rządzącego krajem Antonio Salazara, twórcy tzw. „Nowego Państwa”. – W kraju panowała militarna gorączka, wybuchały studenckie protesty. Ludzie zaczęli emigrować – tłumaczy mi Daniel. Napływ emigrantów z Portugalii zmalał w latach 90. Dziś 82 tys. osób mieszkających w Luksemburgu mają portugalski paszport. Niemal tyle samo, co w 150 razy większych Niemczech. Portugalczycy pozakładali tu rodziny i małe biznesy. Potem przyszedł czas na kluby piłkarskie.

DSC07847.jpg


W Benfice gra tylko trzech Portugalczyków. Drużyna to mieszanka – Luksemburczycy, Niemcy, Amerykanin, Kabowerdyjczyk i Grek. Dowodzi grający trener, Niemiec Dino Toppmöller. Dekadę temu grał w Eintrachcie Frankfurt i Erzgebirge Aue. Bohaterem meczu z Mondorfem zostaje jego rodak Patrick Stumpf. W ostatnim kwadransie strzela trzy gole, ostatniego w 93. minucie. Przegrywająca do 78. minuty Benfica, wygrywa mecz 3:1. Następnego dnia szukam relacji z meczu w prasie. W kiosku można kupić gazety sportowe z Portugalii – „Record” i „A Bolę”. Suchy wynik znajduję w lokalnym dzienniku. Główny temat na stronie dotyczy problemów Jose Mourinho.
Hamm Benfica powstała w 2004 roku, gdy połączono istniejący od 1937 roku FC Hamm i FC RM 86 Luxembourg. Po dwóch latach nowy klub awansował do luksemburskiej ekstraklasy. Trzy lata po Benfice, także dzięki fuzji, powstał SC Steinfort. Gra na drugim poziomie ligowym. Wszystko o klubie mówi pełna nazwa – Sporting Steinfort and Sporting Club Lissabon Luxemburg. Barwy zielono-białe, herb niemal identyczny, jak klubu z Lizbony. Różni się tylko napisem, resztę zostawiono nietkniętą. W niższych ligach gra jeszcze ASL Porto. Barwy i herb równie mało oryginalne, jak u Benfiki i Sportingu. – Czy przez to czujemy się bliżej domu? Tak, choć wszyscy wiedzą, że jeśli chce się zobaczyć dobry mecz, to trzeba wsiąść w samolot – śmieje się Paolo. Głównym sponsorem Benfiki klubu jest Casa de Benfica, czyli portugalska restauracja. – W końcu mamy swoje miejsce spotkań. Jest sporo telewizorów, razem oglądamy mecze Benfiki, tej z Portugalii. Owoce morza i mięsa z grilla mamy tak dobre, jak w domu – opowiada.

DSC07897.jpg


Choć mieszkańcy mówią w kilku językach, to witają się zazwyczaj słowem „Moien”, po luksembursku. – Nie mówię tego dlatego, że tu mieszkam, ale szkoły w księstwie należą do najlepszych na świecie. Dzieci imigrantów, jak moje, znają pięć języków. Luksemburskiego, francuskiego i niemieckiego używa się w szkole na co dzień. Do tego dochodzi angielski i język rodziców, czyli w naszym przypadku portugalski – tłumaczy mi Rita, którą poznałem na stadionie. Czy w takim razie jej dzieci łatwo znajdą pracę? – Poza Luksemburgiem pewnie tak. Ale tutaj trzy języki zna większość, pięć to też nic niezwykłego – tłumaczy.

DSC07962.jpg


Mecz w luksemburskim lesie

DSC07257.jpg


– Ludzie w Luksemburgu lubią sport, ale sukcesów nigdy nie będzie. Sama wiem, jak to wygląda w Portugalii. Jeśli wygrywasz albo wygrywa twoja drużyna, jesteś kimś. A moi synowie mówią, że może dziś pójdą na trening, może nie. Są leniwi – usłyszałem na stadionie w Hamm od Rity.
Sport amatorski faktycznie jest tu masowy, ale trudno mówić o sukcesach na wielkich arenach. Na letnich igrzyskach olimpijskich Luksemburczycy zdobyli tylko dwa medale, ostatni w 1952 roku w Helsinkach. Wybiegał go Josy Barthel, dziś patron stadionu, na którym gra piłkarska reprezentacja. W ostatnich latach sukcesy odnosili kolarze – bracia Andy i Fränk Schleckowie. Ale w piłce nazwisk brakuje. Najsłynniejsi piłkarze? Dziś Mario Mutsch (Sankt Gallen, wcześniej Metz i Sion), do niedawna Jeff Strasser (Kaiserslautern i Borussia Mönchengladbach), wcześniej Louis Pilot (Standard Liège i Royal Antwerp).

DSC07270.jpg


Tylko raz kwalifikacja na mundial lub EURO była dla Wielkiego Księstwa na wyciągnięcie ręki. W 1964 roku Luksemburczycy pokonali w dwumeczu Holandię. W kolejnej fazie, dopiero po trzecim spotkaniu, ulegli Danii. W 2006 roku Luksemburg w rankingu FIFA zajmował 186. miejsce. W ciągu dekady zrobił skok o blisko 50 miejsc. W ostatnich eliminacjach do mundialu zdobył 6 punktów, do EURO we Francji 4. Po towarzyskim remisie z Włochami z Pirlo, Buffonem i Verattim w składzie, Luksemburczycy podzielili się punktami z Białorusią i pokonali Macedonię. – W ciągu kilku lat liczba zawodowych piłkarzy z Luksemburga znacząco wzrośnie – zapowiadał niedawno selekcjoner Luc Holtz. – Do wszystkiego podchodzimy profesjonalnie – organizacja, treningi, wszystko robimy porządnie.

W ostatnich latach liga poszła w górę. Kluby nałapały tyle punktów w pucharach, że liga luksemburska przeskoczyła w rankingu UEFA rozgrywki w Czarnogórze, Armenii i na Litwie.

DSC07343.jpg


Podróż ze stolicy do Niederkorn, niedaleko granicy z Francją, zajmuje autobusem 45 minut. Na derby w najwyższej lidze przyszło 1500 osób. Progres gra z Differdange, stadiony obu klubów dzieli 5 km.

W europejskich pucharach goście radzą sobie lepiej, niż niejeden polski klub. W tej dekadzie już pięciokrotnie wygrywali choć jeden dwumecz. W tym sezonie, po wygranej z walijskim Bala Town, przegrali z Trabzonsporem, ale bez wstydu – 0:1 i 1:2. Dwa lata temu pokonali holenderski Utrecht i dopiero po karnych odpadli z Tromsø. W 2012 roku, na drodze do fazy grupowej, zatrzymało ich Paris Saint-Germain. – Nie szalejemy na punkcie piłki, ale w czasie tych meczów piłkarze byli bohaterami – opowiada mi Tomas, wzdychając po nieudanych akcjach Differdange. – Musieliśmy grać w Luksemburgu, zresztą stadion Progresu też nie nadaje się na puchary – dodaje. Oglądamy mecz z jedynej trybuny. Z trzech stron boisko otaczają wysokie drzewa, na które spływa światło reflektorów. Drugą połowę oglądam z kibicami gospodarzy. Łatwo wybrać chwilę największej chwały w historii pięciotysięcznego dziś miasteczka. W 1978 roku Progres zdobył mistrzostwo Luksemburga i w pierwszej rundzie Pucharu Europy zagrał z Realem Madryt. – Czy jest szansa na powtórkę? Od kiedy trzeba się przebijać przez kwalifikację, to pewnie nie. Ale na początku zacznijmy od siebie. Do drużyn walczących o mistrzostwo wciąż nam daleko – opowiada Marc. Ma na sobie czarno-żółtą czapkę w barwach Progresu. Kiedy jego zespół traci gola, nawet się nie denerwuje. Potrząsa tylko głową pogodzony z losem. Differdange wygrywa derby 1:0.

Mecz był słaby. Marc powoli podnosi się ze swojego krzesełka. – Czy w kraju, w którym młodzi marzą o karierze bankowca, a nie piłkarza, może być dobry futbol? – rzuca na pożegnanie.

DSC07366.jpg



DSC07370.jpg


Stadiony Wielkiego Księstwa
W Luksemburgu więcej talentów jest na Czerwonej Ziemi, bogatym w żelazo południu kraju. Tylko raz zdarzyło się, żeby ligę wygrał klub z północy. Ruszam więc na prowincję. Wsiadam do pociągu i pierwsze zaskoczenie. Całodzienny bilet na wszystkie autobusy i pociągi w Wielkim Księstwie Luksemburga, kosztuje 4 euro. Tyle, co bilet dobowy w Warszawie. Cena zaskakująca, jak na kraj z drugim, po Katarze, najwyższym na świecie PKB na głowę mieszkańca. Koszty życia, szczególnie wynajem mieszkania, należą do najwyższych w Europie. Kiedy okazało się, że portugalscy robotnicy budowlani zarabiają 7,5 euro za godzinę, wybuchł skandal. W Luksemburgu to nielegalne. Najniższa stawka dla niewykwalifikowanego pracownika to 11 euro za godzinę.

DSC07458.jpg


Stade de la Frontière, stadion na którym gra Jeunesse Esch.

DSC07552.jpg


I najładniejszy stadion w tym wpisie. Stade Jos Becker, gdzie gra US Hostert. Drewniana trybuna a tuż obok las.

DSC07672-1.jpg


Centrum miasta Luksemburg.
Gdyby ktoś chciał zobaczyć więcej stadionów z Luksemburga (serio, parę tu odpuściłem) albo poczytać o podróżach do pozostałych 30 krajów, w których widziałem mecz piłki nożnej, zapraszam na bloga numer14.pl.

Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

mlody 12 lutego 2017 17:23 Odpowiedz
Ładnie imerr ;)Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka
lx13 28 marca 2017 00:08 Odpowiedz
Kilka słów sprostowania bo autora wyraźnie poniosło:1. Portugalczycy: przemili ludzie którzy obecnie stanowią blisko 30% rezydentów jesli nie więcej2. Rodowici Luksemburczycy: nigdy nie kwapili sie do pracy w bankowości lub instytucjach. Sa to zwykle ludzie prości, którzy żyją z wynajmu mieszkań lub domów (ktore nabyli po rodzicach/dziadkach) lub z tego co uzyskali sprzedając ziemie nowo przybyłym. Każdy mieszkający w Lux wie ze jesli ziemie kupuje firma deweloperska lub "obcokrajowiec" to cena idzie o kilkaset % do góry niz gdyż kupują ja lokalni, często pociotki sprzedającego. W wymienionych instytucjach pracują: Francuzi, Belgowie, Niemcy, Irlandczycy, obywatele Uk - zwykle stanowiska kierownicze. Bardzo dużo jest w Lux Włochów.3. Szkoły. Jedne z najgorszych w Europie co potwierdzają badania pisa. Bardzo często opanowane przez młodzież portugalska - zależy od rejonu. Z drugiej strony nauczyciele podchodzą bardzo protekcjonalnie do "rodowitych" Luksemburczyków. W skrócie: lokalni maja łatwiej i maja otwarta drogę na studia, przyjezdni do zawodówek - odpowiednik polski, pisze w skrócie. Dlatego Portugalczyków i innych przedstawicieli Europy często spotkamy: na budowie, na kasie, u fryzjera lub jako personel sprzątający. Luksemburczyka tam nie uraczy sie choc prawie nikt nie kwapi sie do studiów wyższych, bo po co? Socjal jest na wysokim poziomie, a i jak sie odziedziczy kawałek ziemii to żyć nie umierać. Ogólnie to od dobrych 25 lat nauczeni sa ze to przyjezdni na nich pracują. Co obrotniejsi wysyłają dzieci do szkół prywatnych. Tam to jest "inna bajka".4. Języki: No niby mówią w 3, problem w tym ze w żadnym poprawnie. I to akurat sami przyznają. Owszem, dogadają sie ale z poprawnością formy gramatycznej to nie ma nic wspólnego. Wyjątek szkoły prywatne. Tu po każdej takiej szkole dziecko wychodzi znając 4/5 języków obcych - poprawnie.Tak wiec, opis stadionów ok, ale reszta to takie mocne podkolorowane faktów.
donovaninho 28 marca 2017 00:21 Odpowiedz
Ad. 1. 16% za oficjalnymi z ostatniego spisu powszechnego: http://www.indexmundi.com/luxembourg/de ... ofile.html i http://www.statistiques.public.lu/en/ne ... index.htmlOcenę, czy Luksemburczycy to "prości ludzie, którzy nigdy nie kwapili sie do pracy w bankowości lub instytucjach" pomijam. Szkoły i języki to cytat, nie moja ocena. To by było na tyle z "mocnym podkoloryzowaniem faktów" :D